Wybory prezydenckie a kredyty dla spółek – Kaminski-Finance

Dziś luźna pogaducha w temacie: wybory prezydenckie a kredyty dla spółek. Od razu informuję, że post jest apolityczny – będzie to takie moje „gdybanie” na temat tego czy i jeśli już, to jak wybory mogą wpłynąć na rynek kredytów dla spółek.

Podstawowe założenia moich rozważań są dwa:

  • Urząd prezydenta w RP ma umówmy się ograniczoną władzę – zwierzchnik sił zbrojnych, reprezentacja zagraniczna, prawo Veta i to w sumie z ważniejszych tyle, więc też może być tak, że wpływ tych wyborów będzie praktycznie znikomy na rynek bankowy,
  • Obaj kandydaci z 2 tury są partyjni – ich „niezależność” praktycznie nie istnieje, działali i działać będą zgodnie z wytycznymi i kursem swojej partii, więc będę płynnie mieszał stanowisko prezydenta ze stanowiskiem całego rządu lub partii.

Czy wynik wyborów ma wpływ na kredyty dla spółek?

W mojej ocenie wybory same w sobie jako „element wyborczy” nie wpłyną na zmianę kursu w stosunku do bankowości. Czy zatem można się cieszyć? No niekoniecznie, bo zostanie utrzymany obecny kurs rządu. A jaki on jest? Proste. Z racji na mnogość różnych programów socjalnych, pomocowych, różnych „plusów” będą potrzebne wywrotki pieniędzy na sfinansowanie tego. Skąd je brać? Opcji jest kilka: dodruk pieniądza (skok inflacji), zapożyczanie się w UE/MFW itp. (wzrost zadłużenia) czy choćby zabieranie jednym grupom aby dać drugim (np. okroić budżety na kulturę, parki narodowe itp. czyli elementy potrzebne, ale nie tak „medialne”). Inną ciekawą dla rządu opcją jest obłożenie pewnych podmiotów nowymi daninami i podatkami – pośrednio i bezpośrednio. Takimi podmiotami są banki. I tutaj banki są trochę na przegranej pozycji, bo ich głos niestety jest słabszy lub niezrozumiały w stosunku do głosu innych podmiotów czy grup społecznych.

 

Wybory prezydenckie a kredyty dla spółek

O co mi chodzi? Apele rzeczników bankowych i prezesów banków o „nie dokładanie obciążeń bankom aby zachować rentowność systemu”, podparte nawet apelami prasy biznesowej/branżowej nigdy w wyobraźnie przeciętnego wyborcy nie zrobią większego ważenia, niż informacja w brukowcu o tym, że ileś tysięcy rodzin wielodzietnych nie otrzyma swojego 500+. Po prostu z samego założenia pretensje i prośby banków nie dotrą do masowego odbiorcy (lub nie zostaną należycie zinterpretowane). Już nie mówię o fakcie, że zawsze na zlecenie rządu  do akcji może wkroczyć KNF lub inny UOKiK i zgodnie z zasadą „dajcie mi człowieka a znajdę na niego paragraf” pogrozić bankom aby przestały biadolić i zaczęły płacić nowa daninę. W związku z tym z tej perspektywy banki zdają się paradoksalnie łatwymi „chłopcami do bicia” podatkowego – ich płacz albo nie dotrze do mas wyborców, ale nie zostanie zrozumiany. Taka sytuacja dla rządu jest zatem komfortowa – rząd wie, że protestów bankierów na ulicy raczej nie ma się co spodziewać.

Zatem w mojej ocenie banki dostaną po tyłkach podatkowo (pośrednio lub bezpośrednio) a to przełoży się na koszty dla klientów (lokat, kredytów, koszty ROR’ów) a także zmniejszy przyznawalność kredytów – banki będą musiały 4 razy obejrzeć każdą złotówkę zanim udzielą jej w formie kredytu klientowi.

Co Ty o tym sądzisz? Mam rację czy się mylę? Daj znać w komentarzu.

P.S.

Jeśli szukasz kredytu dla swojej spółki, zapraszam – zgłoś się TUTAJ

A jeśli chcesz się wcześniej odpowiednio do kredytu dla spółki przygotować, informacje jak to zrobić znajdziesz TUTAJ.

 

 

Pozdrawiam,

Daniel Kamiński

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.